Gruzja w 2021 roku – refleksje i obserwacje
Po ponad półtorarocznej przerwie odwiedziłem Gruzję. W tym wpisie chciałbym podzielić się z Państwem swoimi wrażeniami i obserwacjami na temat tego, co dzieje się i zmienia w tym kaukaskim państwie.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że ten artykuł nie ma na celu opisania wszystkich moich spostrzeżeń z wielu lat podróżowania po Gruzji. Nie jest też kompleksowym opisem gruzińskich realiów. Chcę opisać rzeczywistość zastaną w Gruzji w lipcu 2021 roku – subiektywnie, na pewno nieco wyrywkowo oraz z nastawieniem na to, co zmieniło się w tym kraju przez ostatnie lata i czas pandemii.
Gruzińska drożyzna i stagnacja gospodarcza
Gruzja nigdy nie była tania z perspektywy swoich obywateli. Gdyby nie rodzina na wsi dostarczająca zapasów, czy pomoc finansowa krewnych, wielu Gruzinów nie potrafiłoby związać końca z końcem. Niestety, w ostatnim okresie zjawisko drożyzny tylko się nasiliło. Gruzińska gospodarka znajduje się w bardzo kiepskiej kondycji, a lari sporo straciło w stosunku do najważniejszych walut światowych.
Część towarów i usług bardzo podrożała. Doskonale widać to na przykładzie ceny litra benzyny, która poszybowała już do blisko 3 lari (około 3,80 zł). Równocześnie kurs taksówką spod szyldu Yandexa lub Maxima (gruziński Uber) kosztuje przeciętnie tylko 3-5 lari za kilkunastominutowy przejazd po dużym mieście. A przecież kierowca i tak nie dostaje całej kwoty za przejazd – swoje bierze pośrednicząca aplikacja. Taksówkarze nigdy nie zarabiali dużo, ale teraz taka działalność jest już na granicy opłacalności.
W restauracjach ceny z perspektywy polskich portfeli są nadal przystępne, choć już niewiele niższe niż w Polsce. Odnosząc je do gruzińskich pensji nie trudno stwierdzić, że dla miejscowych zrobiło się zwyczajnie bardzo drogo. Przykładowo, jeden pierożek chinkali kosztuje między 0,80 a 1,20 GEL (1-1,50 PLN). W tej cenie można już znaleźć pierogi w polskich restaruacjach. Nie przystają do tego gruzińskie zarobki – przecież nasi taksówkarze żądają kilkukrotnie wyższych stawek za swoje kursy. Podaję tu obrazowo przykład taksówki i gruzińskich pierogów, ale to smutne zjawisko dotyczy też innych profesji i cen usług oraz szerzej gruzińskiej gospodarki jako całości.
Gruzińskie Marzenie stało się koszmarem
Jakim cudem przy takich pensjach i takich cenach przeciętny Gruzin może cokolwiek odłożyć i czegokolwiek się dorobić? Nie dziwi zatem postępująca emigracja. Jeszcze niedawno za zjawisko powszechne można było uważać migrację wewnętrzną – z regionów do stolicy państwa Tbilisi. To również zmieniło się przez ostatnie lata. Obecnie Tbilisi przestało być atrakcyjnym punktem na mapie gruzińskich przeprowadzek. Gruzini twierdzą, że nawet lepiej jest mieszkać w niewielkim mieście typu Chobi, Poti lub Telawi. O pracę jest tak samo trudno, a ceny przynajmniej czasami są niższe.
Migrację wewnętrzną bardzo mocno wypiera migracja na zewnątrz. Gruzini masowo wyjeżdżają (a może należy powiedzieć nawet dosadniej: uciekają) ze swojego kraju „do Europy”. Jeden z taksówkarzy przyznawał z goryczą w głosie, że spośród jego czwórki dzieci tylko jedno mieszka jeszcze w Gruzji. Reszta jest na studiach lub w pracy „w Europie”, w tym w Polsce, która jest bardzo popularnym kierunkiem emigracji zarobkowej dla Gruzinów. W ogóle, gdy Gruzini pytali mnie o sytuację w Polsce, przede wszystkim interesowało ich jedno: „czy jest u was praca”. Dla nas kwestia dużego bezrobocia i braku perspektyw zawodowych to mroczne wspomnienia z lat 90.. Dla Gruzinów, niestety, smutna rzeczywistość.
Powyższy przykład dzieci taksówkarza nie jest jednostkowy. W ciągu swojego lipcowego pobytu w Gruzji udało mi się odbyć szereg rozmów z miejscowymi kierowcami, przewodnikami, właścicielami hoteli, czy po prostu przypadkowymi Gruzinami. W niemal każdej rozmowie pojawiały się narzekania na stan gospodarki, stagnację i brak perspektyw oraz utyskiwanie na rządzących.
Gruzini, generalnie rzecz biorąc, są bardzo zniechęceni i niezadowoleni z rządzącej od dziewięciu lat krajem partii Gruzińskie Marzenie. Mówią wprost, że do Gruzji wróciła korupcja, układy, ciemne interesy elit, a partia rządząca wpycha kraj w ręce Moskwy. Słychać rozżalenie, że po epoce intensywnego rozwoju gospodarczego i reform państwa w czasach prezydenta Micheila „Miszy” Saakaszwilego przyszedł czas zastoju. Rzeczywiście, oprócz budowy brakującego odcinka autostrady S1 przez Przełęcz Suramską, który powstaje za chińskie kredyty, w kraju nie widać zbyt wielu inwestycji. Dziewięć lat rządów Ruchu Narodowego (partia byłego prezydenta Saakaszwilego) przyniosło dla kraju o wiele, wiele więcej niż dziewięcioletnia władza Gruzińskiego Marzenia.
Powrotu Saakaszwilego jednak nikt nie chce. Wszyscy mają w pamięci silne represje przeciwników politycznych, upokarzającą utratę dwóch regionów kraju i zaostrzony do przesady kodeks karny. Gruzinom marzy się „nowy Misza” – ktoś, kto tak, jak Saakaszwili pojawi się niczym Deus ex machina, by z energią i skutecznością rozwiązać wszystkie gruzińskie problemy. Główny problem w tym, że takiego człowieka nie widać.
Owszem, w lipcu przez kraj przetaczały się antyrządowe demonstracje, także związane z ruchem LGBT. Poza Tbilisi nie były one jednak zbyt liczne. Obserwowałem taki wiec w trzecim co do wielkości mieście Kutaisi – protestujących było kilkadziesiąt, mniej więcej tyle samo, co sił porządkowych przygotowanych do ewentualnej interwencji. Widać, że Gruzinom bardzo brakuje nowej i realnej alternatywy; kogoś, kto pociągnie ich za sobą tak, jak w 2003 roku uczynił to Micheil Saakaszwili.
Kraj zalany chińską szczepionką
Nie sposób zwiedzać świata w 2021 roku nie zwracając uwagi na kwestie związane z pandemią koronawirusa. Z początkiem lipca w Gruzji została zniesiona godzina policyjna, która w ostatnim czasie była najbardziej widoczną restrykcją wprowadzoną przez władze.
Obecnie w Gruzji obowiązuje nakaz zasłaniania ust i nosa w pojazdach komunikacji miejskiej i wewnątrz budynków. W wielu sklepach czy restauracjach oddelegowany pracownik zwyczajnie nie wpuszcza do środka osoby bez maseczki. W pociągu relacji Batumi-Tbilisi przechadza się policjant, który upomina pasażerów bez prawidłowo założonej maseczki czekając przy danej osobie tak długo, dopóki maseczka nie znajdzie się na jej twarzy. Podkreślić należy przy tym słowo „prawidłowo” założona maseczka. W Gruzji nie widzimy wielu „nosaczy” tzn. osób, które noszą maseczkę z odsłoniętym nosem lub w ogóle gdzieś na brodzie. Szacunkowo 80-90% Gruzinów zasłania usta i nos w sposób właściwy.
Trzeba więc przyznać, że ów nakaz jest przestrzegany o wiele surowiej niż w Polsce. Być może wynika to z faktu bardzo trudnej sytuacji szczepionkowej w Gruzji. Zaszczepionych jest obecnie ledwie kilka procent społeczeństwa, a liczba przypadków w ostatnich dniach przebiła 2 tysiące (cała Gruzja ma ok. 3,5 mln mieszkańców).
Szczepionki w Gruzji teoretycznie są. Jedna z przewodniczek powiedziała mi, że ich kraj jest „dosłownie zalany szczepionkami”. Problemem są dwie łączące się ze sobą kwestie. Po pierwsze w Gruzji rzeczywiście jest sporo szczepionek, są to jednak preparaty przysłane z Chin. Niewiele jest produktów Astry czy Pfizera. Część zaszczepionych chińską wakcyną mieszkańców i tak zaraża się koronawirusem, stąd wielu innych wciąż boi się np. ściągnąć maseczkę na otwartej przestrzeni. A u tych, którzy przyjęli już chiński produkt pojawia się poczucie bezsensu i bezsilności – po co szczepiłem się czymś, co nie działa? I co mam zrobić teraz – szczepić się od nowa? Sprawy nie ułatwia tez fakt, że chińska szczepionka nie jest uznawana w Unii Europejskiej, zatem Gruzini nie zyskują prawa np. do wjazdu na teren Wspólnoty bez kwarantanny. Koronawirus bez wątpienia będzie jeszcze długi czas komplikował życie mieszkańców Gruzji.
Mniej bezpańskich psów i odejście od czerni
Są także i pozytywy. Akcja polegająca na wyłapywaniu wałęsających się psów, ich sterylizowaniu i wypuszczaniu na wolność z każdym rokiem przynosi widoczniejsze efekty. Bezpańskie psy i koty wciąż są wpisane w krajobraz stacji benzynowych, ale wydaje się, że takich pałętających się po całym kraju zwierząt jest coraz mniej.
Zauważyć można też zmieniającą się mentalność i świadomość społeczeństwa, a szczególnie kobiet, w kwestii ubioru. Nie jest to rewolucja na szeroką skalę, ale coraz mniej kobiet ubiera się w niegdyś tradycyjne czarne suknie, tuniki i chusty. Ich noszenie było nie tylko znakiem żałoby, ale często również i normalnym strojem statecznych mężatek. Gruzińska kobieta ubrana w taki strój niewiele różniła się od swoich sąsiadek z krajów muzułmańskich. Nie trudno wyobrazić sobie niewygodę i niepraktyczność takiego stroju. Jest to wrażenie subiektywne, ale w trakcie tej podróży zauważałem sporo więcej starszych kobiet ubranych „po europejsku”, w sensie: według własnego przekonania.
Idzie z tym w parze poluzowanie konwenansów społecznych wśród innych grup. Krótkie spodenki nie są już zarezerwowane wyłącznie dla chłopców w wieku przedszkolnym, widok tak ubranego młodego mężczyzny w wieku ok. 30 lat staje się coraz powszechniejszy. Gruzińska młodzież ubiera się już tak samo jak ich europejscy czy amerykańscy rówieśnicy – dla niektórych ekstrawagancko, dla innych po prostu modnie, ale na pewno nie tradycyjnie. Współczesne nastoletnie Gruzinki z pewnością nie dadzą się wtłoczyć w niewygodny czarny strój w jakim chodzą obecnie niektóre ich babcie.
Podsumowując, Gruzja roku 2021 jawi się jako kraj zmęczony, zniechęcony, w stagnacji albo nawet w regresie. Przyczyną tego jest nawet nie tyle pandemia, co coraz trudniejsza sytuacja gospodarcza i brak wiary Gruzinów w korzystne dla nich przemiany polityczne.
Szczęśliwie, wszystko to, co piękne w Gruzji, wciąż jest tam obecne – jej zabytki, krajobrazy, kuchnia i gościnność. Do Gruzji zawsze warto pojechać – może nawet teraz bardziej, niż kiedy indziej, by wspomóc nieco jej gospodarkę i doświadczyć piękna Gruzji bez tłumów turystów.
Zapraszam też do lektury pozostałych artykułów dotyczących Gruzji